Nie ukrywam, że od pewnego czasu czytam artykuły na temat alimentów. Zazwyczaj historie przedstawione są jednostronnie – biedna, samotna matka, która nie otrzymuje pieniędzy na dziecko od mężczyzny, który „zmachał” jej dziecko… Tendencyjność aż poraża. Rozumiem, że są przypadki, kiedy naprawdę to wygląda w ten sposób i naprawdę uważam, że takim kobietom należy się pomoc. Lecz nie rozumiem, gdy do „jednego wora” wrzuca się wszystkich mężczyzn, którzy zdecydowali się odejść od swoich partnerek… Nikt nie napisze o „alimeciarach”, które z dziecka zrobiły sobie dodatkowe źródło dochodu i wykorzystują KAŻĄ sytuację, aby dopiec „byłemu”. Niestety ja w swoim życiu (przez własny wybór) niestety muszę mieć styczność z taką „alimenciarą”. Mój mężczyzna łoży na dziecko, bo chce, aby było mu jak najlepiej, bywa ono u nas, kupujemy mu prezenty. Lecz ex zawsze znajdzie jakiś powód, aby się doczepić. Sama nie pracuje, ma faceta, z którym żyje „na kocią łapę”, a wiecznie obecna jest w naszym życiu (tak, jakby nie miała swojego) i się do niego wtrąca. Są telefony, przede wszystkim w sprawie pieniędzy – zazwyczaj 3 dni przed terminem zapłaty alimentów zaczyna się „gorąca linia” (no tak, przecież trzeba iść do fryzjera i zapłacić te dwie stówy). Podgróżki sądowe stały się normą… Najśmieszniejsze są momenty, gdy czyha na zmianę tytułu przelewu, w którym nie użyto wyrazu „alimenty” – już znajduje powód, aby dopiec, że się przecież ich nie zapłaciło… Oszustka, krętaczka i kobieta, którą tak naprawdę się brzydzę. Ale zawsze wszystkiemu winny jest facet – marginalizacja jego roli jak ojca przybrała straszne rozmiary, a co gorsza w społeczeństwie mamy na to coraz większe przyzwolenie. Nikt nie zapyta, z czyjej winy rozpadł się związek (w przypadku mojego faceta, była to wina kobiety, która siedziała w domu i chyba z nudów go zdradzała). Czy tak to powinno wyglądać? To, że ojciec jest sprowadzany do roli bankomatu, tylko do tego, aby dawać prezenty? Jakich wartości uczy to dzieci? Dla mnie to samonapędzające się koło. Dzieciak w tym przypadku staje się kartą przetargową, a „alimeciara” jest zwykłą właścicielką tegoż. Co gorsza są kobiety, które nie wstydzą się takich zagrywek, doskonale wiedząc, że niszczą tym własne dziecko.